niedziela, 23 marca 2014

Rozdział 2 "Prawda wychodzi na jaw"

ROZDZIAŁ 2 "PRAWDA WYCHODZI NA JAW"


Witam.
Wstawiam nowy rozdział i na początek strasznie Was przepraszam, że nie pojawił się w piątek...
Niestety musiałam iść na koncert i nie zdążyłam. Wciąż pracuję nad wyglądem bloga. Na razie powstała nowa rubryka "Polecane blogi" Pierwszym z nich będzie:
www.heroska-w-legionie.blogspot.com
Nie o tematyce HP, ale świetny.
ZOSTAWCIE KOMENTARZE, TO NAPRAWDĘ MOTYWUJE!!!
Co do następnego rozdziału, to nie wiem kiedy będzie, więc mnie o to nie pytajcie. W notce nad pierwszym rozdziałem napisałam, że będą się one pojawiać nieregularnie i tak pozostanie, choć będzie się to działo raczej nie rzadziej niż raz w miesiącu.
Przypominam też, że to MOJA historia i parę rzeczy może być inaczej niż w książce.

Całuski. Miłego czytania :)

Leviosa.

                                                                            ****


            Stała w kręgu ślizgonów. Śmiali się i pokazywali ją sobie palcami,a najgłośniej ze wszystkich śmiał się Severus Snape.
"SZLAMA" 
Wszędzie rozbrzmiewało to okropne słowo. 
Nie mogła powstrzymać łez, które mimo, że usilnie starała się je zatrzymać ciekły z jej oczu. Rozejrzała się do koła siebie. Nie dostrzegała żadnej możliwości ucieczki, a ludzi wciąż przybywało. Coraz więcej głosów krzyczało "Szlama" i coraz więcej osób wytykało ją palcami. Dlaczego ją to spotyka, dlaczego nie kogoś innego ?
Przecież w Hogwarcie było mnóstwo uczniów z niemagicznych rodzin.
Nagle krąg, w którym stała zaczął się zacieśniać. Wyciągnęła z kieszeni różdżkę. Czemu do tej pory tego nie zrobiła ?
Próbowała rzucić jakieś zaklęcie. Choćby najprostsze. Może zaklęcie tarczy?
    Prot... Protundo.... Protado...Cholera jak to było ?
Nie mogła sobie przypomnieć. Ogarnęła ją panika. Ślizgoni byli już tak blisko. Teraz osoby stojące w środku mogły złapać ją za szatę.
Ktoś pociągnął ją za włosy. Ktoś ją popchnął. Ktoś uderzył w twarz.
Ból i strach wypełniały całe jej ciało. Po raz koleiny została upokorzona. Snape przecisnął się na środek i podciął jej nogi. Przewróciła się upadając boleśnie na kolana. 
Nienawidziła go z całego serca.
Bardziej poczuła, niż zobaczyła, że Sev wyjmuje zza pasa swój magiczny atrybut. 
Nie była zdolna się poruszyć. Patrzyła na niego jak sparaliżowana i jak w zwolnionym tempie widziała jego otwierające się usta, wymawiające formułę zaklęcia.
    -Avada Kedavra!!! ...
       
                                                                      ****


Obudziła się.
To zdecydowanie było straszne. A najgorsze, że sen był tak realistyczny. Jakby Snape naprawdę stał w dormitorium dziewcząt i mierzył w nią różdżką. Odetchnęła głęboko. Przez ułamek sekundy wpadła jej do głowy myśl, że może robi z tej sytuacji zbyt dużą aferę?
Nie.
Nie miał prawa jej tak nazywać. Wstała i ubrała się szybko. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że jest w pokoju sama. Która godzina ?
Na pewno jest już po śniadaniu. Popędziła w dół po schodach. Przemknęła przez opustoszały pokój wspólny. W szaleńczym biegu wpadła do klasy od transmutacji. Nie myliła się. Lekcja już się zaczęła.
Wszyscy uczniowie obejrzeli się na nią, a ona spłonęła rumieńcem i zajęła swoje miejsce.
    - Jak mówiłam, zanim panna Evans mi przerwała- powiedziała wyraźnie niezadowolona profesor Mcgonagall - umiecie już wiele, choć są pewne wyjątki, ale sporo jeszcze przed wami. W tym roku czekają was Owutemy i musicie się wyjątkowo postarać, aby je zdać. Mam nadzieję, że każdy wie kim chce zostać w przyszłości. Proszę się do mnie po lekcji indywidualnie zgłosić i powiedzieć jaką podjęliście decyzję. A teraz zajmijmy się transmutacją budzika w papugę. No już!
Na ławce Lily stał już budzik, ale po chwili pojawił się też zmięty w kulkę kawałek kartki. Obejrzała się przez ramię.
Z drugiego końca sali James dawał jej jakieś znaki. Prychnęła i wrzuciła papier do torby, nawet go nie czytając.
    - Byłabym wdzięczna, gdyby pan Potter zajął się sobą, a nie panną Evans-powiedziała nauczycielka transmutacji.
Młoda Gryfonka ponownie spłonęła rumieńcem i do końca lekcji nie spojrzała na koniec klasy. Po zajęciach ustawiła się w długiej kolejce czekającej na profesor Mcgonagall.

Kolejne lekcje strasznie się jej dłużyły. James cały czas ją zaczepiał, co w sumie nie było dla niej niczym nowym.

Snape parę razy próbował z nią rozmawiać, przepraszać i wyjaśniać, ale nie dała mu szansy. On mówił, a ona kompletnie go nie słuchała. Po wszystkim odwracała się na pięcie i odchodziła, zostawiając go samego z zawiedzioną miną. Nie ma powodu, żeby się męczył. Nie miał szans na przebaczenie. Ignorowała i jego i Jamesa cały dzień.


                                                                           ****
Wreszcie nadszedł koniec lekcji. Słońce powoli zachodziło. Chwila wytchnienia. Od Jamesa. Od Snape. Od wszystkich tych, którzy przez cały dzień czegoś od niej chcieli.
Siedziała w miękkim fotelu w pokoju wspólnym Gryfonów. Powtarzała eliksiry. Nie chciała zawieść profesora Slughorna.
Nagle zobaczyła, że James, Lupin, Peter i Syriusz wymykają się przez dziurę w portrecie.
Co miesiąc gdzieś wychodzili...
Ruszyła za nimi. Wyszła na korytarz i stanęła jak wryta. Nigdzie ich nie było. Przecież nie zdążyli za daleko odejść. Muszą gdzieś tu być.  Usłyszała coś jakby... tupot stóp. Rozejrzała się. Nikogo nie było. Ponownie wydało jej się, że coś słyszy. Wyciągnęła z kieszeni różdżkę. Musi się jakoś ukryć, bo ją zobaczą, pomyślała. Spróbowała rzucić na siebie zaklęcie kameleona. Do tej pory tylko o  nim czytała, ale przecież wszyscy mówili jej, że jest zdolną czarownicą...
Dlaczego miałaby sobie nie poradzić? Udało się za pierwszym razem. Uśmiechnęła się do siebie i poszła za oddalającym się odgłosem kroków.
Idąc za nimi dotarła na szkolne błonia. W pewnym momencie znikąd pojawiła się "Drużyna Pottera".
Skierowali się w stronę Bijącej Wierzby, najbardziej wrednego drzewa na świecie. "Idioci" pomyślała Lily, przecież zginą. Wierzba rozwali ich na milion kawałeczków, gdy tylko spróbują się do niej zbliżyć. Jakież było jej zdziwienie, gdy Peter zmienił się w szczura i zanurkował pod gałęziami.
Drzewo znieruchomiało, a chłopak wskoczył w otwór, który się pojawił.
Evans szybko podjęła decyzję i zrobiła to samo co on, zanim pozostali trzej zdążyli się zbliżyć. Może się w końcu dowie, gdzie oni co miesiąc wychodzą...
                                                                          ****

Zdjęli Pelerynę Niewidkę. W tajnym przejściu nikt ich nie zobaczy. Szli przed siebie nic nie mówiąc. Ten jeden raz w miesiącu żadnemu nie było do śmiechu. Ten jeden raz w miesiącu Lupin przechodził przemianę...
Teraz, chudy chłopak szedł przed nim. Był przygarbiony, a jego twarz zdobiły podkrążone oczy i zaciśnięte usta.
    -Wiecie, może powinniście mnie zostawić...- Zaczął Remus, ale Syriusz mu przerwał.
    -Och daj spokój. Już to przerabialiśmy.
    -Ja tylko nie chcę, znaczy chyba bym nie zniósł myśli, gdyby przez moją... Hmm...eeee przypadłość coś się stało-Wydukał.
James zaczynał mieć tej gadki już dosyć. Co miesiąc Lupin podejmował daremne próby, żeby ich odstraszyć. Nie chciał ich skrzywdzić. Nic dziwnego, chyba nikt nie chciałby zabić trójki swoich najlepszych przyjaciół. Problem polegał na tym, że Remus nie przyjmował do świadomości ich zdania na ten temat.
Powoli zbliżali się do wyjścia. Weszli na kamienne stopnie i znaleźli się w chacie...

                                                                           ****

Gdzie oni szli ?
Dotarła do schodów. Znalazła się w  jakimś domu.
Wrzeszcząca chata.
Najbardziej nawiedzony dom w Anglii. Ale jak to możliwe?
Potter przystanął. Przywołał gestem przyjaciół i ruszył na pierwsze piętro. Oczywiście Lily ruszyła za nimi. Gdyby wiedziała, na jakie niebezpieczeństwo się naraża nigdy by tego nie zrobiła...


                                                                            ****


Spojrzał przez okno. Słońce właśnie zachodziło. Za chwilę wzejdzie księżyc.
    -Gotowy?- Zwrócił się do Lupina
    -Na to nigdy nie jest się gotowym. Mogę być co najwyżej pogodzony z losem.
James uśmiechnął się krzywo.
    -Śmieszne
Teraz słońce wystawało zza horyzontu już tylko odrobinę. Czekali. Jeszcze trzy minuty, dwie. jedna, pół. Zmieniali się po kolei. Najpierw Syriusz w wielkiego, czarnego psa. Potem Potter w smukłego, dumnego jelenia. Peter jak zwykle ukrył się w dziurze pod podłogą. Zawsze tchórzył...
Nagle Remus zaczął dygotać.
Zacisnął dłonie w pięści. Przemiana była bolesna. Twarz zaczęła mu się zmieniać, nos przeszedł w pysk. Głowa wyłysiała, oczy zmieniły kolor z miodowych na czarne, a kończyny wydłużyły się. Wyrosły mu pazury. Przez chwilę stał spokojnie, ciężko dysząc z opuszczoną głową. Potem uniósł łeb i zawył do księżyca. W pewnym momencie raptownie odwrócił się w stronę drzwi, jakby złapał jakiś trop.
Myśli Jamesa przyspieszyły. Tam musiał ktoś być, ale kto? Przecież mieli pelerynę. Nikt nie mógł ich widzieć. Chyba, że... O nie!
Spojrzał na Syriusza, który nieznacznie skinął głową.
Rzucił się na oślep w kierunku, do którego Wilkołak właśnie się zbliżał. Wpadł na KOGOŚ i wypchnął GO na korytarz.  Wbiegł do pierwszego lepszego pokoju i zatrzasnął drzwi. Zmienił się z powrotem w człowieka.
    -Już możesz się pokazać-Powiedział - Powietrze zadrgało i jego oczom ukazała się Lily Evans. Była blada jak kreda. Zaciskała rękę kurczowo na różdżce. W jej oczach malowało się przerażenie. - Już dobrze- Rozpłakała się jak dziecko. Ku jego ogromnemu zdziwieniu przytuliła go. To było dla niego całkiem nowe oświadczenie. Owszem przytulał już wiele dziewczyn i to nie raz, ale to nie była byle jaka dziewczyna, to była Lily. Odwzajemnił uścisk i nie przerywałby go jeszcze długo, gdyby nie pełen bólu psi skowyt dochodzący z sąsiedniego pomieszczenia...
    -Zostań tu- Nakazał i wybiegł.

                                                                            ****

Siedziała skulona w kącie i sama już nie wiedziała, jak długo tu jest.
Rozpamiętywała to, co zrobiła. Przytuliła Pottera. Ta chwila słabości będzie ją dużo kosztować. Będzie się musiała się jakoś wytłumaczyć. W myślach układała sobie rozmowę.   
"Słuchaj, sory, że cię przytuliłam. Po prostu bałam się jak cholera, a do tego ty mnie uratowałeś, więc tak jakoś wyszło." Nawet w jej głowie brzmiało to głupio.
Gdy zobaczyła przemianę Lupina, wystraszyła się tak bardzo, że nie była w stanie się ruszyć. Ogarnęła ją panika tak wielka, jak nigdy dotąd. Dopiero, gdy wpadł na nią jeleń ocknęła się i zaczęła uciekać.

Oni byli animagami. Nielegalnymi. Ona ze swoją całą wiedzą i potrzebą dowiedzenia się więcej, niż nauczyciele mówili na lekcji, doskonale wiedziała, co im za to grozi,

Z początku słyszała wycie i warczenie dochodzące z sąsiedniego pokoju,  ale teraz  wszystko
ucichło. Była bardzo ciekawa czemu, ale strach zwyciężył i została na swoim miejscu.

Powieki zaczynały jej ciążyć. Nie chciała spać, bo się bała. Jednak nie udało się jej wygrać tej walki i  zmęczona po wieczorze pełnym wrażeń osunęła się w płytki sen przesycony koszmarami pełnymi wilkołaków...

6 komentarzy:

  1. Dzięki za reklamę (: . Rozdział ciekawy, nieco zaskakujący (ten moment, gdy James przytula Lily ♥) i zakończony w bardzo odpowiednim momencie (musisz mi dać parę lekcji xd). Oczywiście czekam na nexta :3.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cuuudo! *-* Czekam na więcej. + LILY? Musiałaś? Potter jest mój >-<

    OdpowiedzUsuń
  3. Brakowało mi dialogów i ukazania relacji między Lily a James'em i Severus'em. Moim zdaniem powinnaś jeszcze wyeksponować u tych postaci w dialogach ich charakter. Przez to moglibyśmy poznać dokładnie bohaterów, których obsadziłaś w swojej historii. Ogólnie rozdział dobry i oby było coraz lepiej. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  4. awwww czemu te rozdziały są tak krótke? Ogólnie całość dobra
    Weny

    OdpowiedzUsuń
  5. Moim zdaniem fajnie to zrobiłaś, że każdy rozdział jest coraz dłuższy ;)
    Tylko, że chyba Lily miała niebieskie oczy? Ale napisałaś, że nie wszystko musi być tak jak w książce, więc ok
    I naprawdę podoba mi się Twój blog ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuje <3 cieszę się, że Ci się podoba.

      Usuń

Lydia Land of Grafic