piątek, 12 grudnia 2014

Rozdział 8 "Belledort Ósmy Łepski"


 

Hej.

Wreszcie udało mi się skończyć ten rozdział! Przepraszam, że tak późno. Nawał nauki jest taki, że dosłownie nie wiem, w co ręce włożyć, a jeszcze trzeba ćwiczyć na skrzypcach, bo 16.12 egzamin… masakra.
Powiem Wam prawdę. Męczyłam się trochę pisząc ósmy rozdział, bo cały czas myślałam o tym, że muszę go wreszcie skończyć i wrzucić. Miał być przejściowy, za wiele się w nim nie dzieje i ogólnie jest trochę nudny, ale jakoś musiałam zapełnić chociaż trzy strony wordowskie.  Jest krótki, trzy strony to nie dużo, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie ;)
Obiecuję, że akcja Lily-Sev ma się ku końcowi, nie martwcie się J
Następny rozdział będzie dosyć ważny. Zacznie się coś, co wniesie więcej do dalszego, pohogwartowego, życia bohaterów.

A tak bardziej organizacyjnie, to stanowisko mojej bety objęła Mia (oklaski xD)
Bardzo jej dziękuję
 
Pozdrawiam
Znów spóźniona, wymęczona Leviosa

P.S. Zapraszam także na mojego aska, gdzie możecie zadawać pytania o bloga i nie tylko.

 

Rozdział 8  „Belledort Ósmy Łepski”
 
Na ścianie wisiał obraz przedstawiający Belloderta Ósmego Łepskiego. Starzec stał na postumencie i wygłaszał mowę powitalną dla delegacji krasnoludów przybywającej do jego kraju.
Za tym dziełem znajdowała  się mała, niewidoczna z zewnątrz wnęka, a w niej siedziała Lily Evans. Odkryła to miejsce jakiś czas temu, gdy w pierwszej klasie wracała wraz z Dorcas z biblioteki. Wystarczyło podejść do tego obrazu, wypowiedzieć imię i nazwisko znajdującej się na nim osoby, ładnie poprosić i już można było siedzieć sobie w spokoju i ciszy bardzo, bardzo długo. Meadowes w zasadzie tu nie zaglądała, a ruda mogła na palcach jednej ręki policzyć momenty, kiedy jej dawna przyjaciółka przychodziła się tu wyciszyć.
Swoją drogą, trochę głupio wyszło… Lily nie miała pojęcia, że dopadną ją aż takie wyrzuty sumienia po kłótni z Dorcas. Na początku przepełniała ją złość i słuszność, co do swoich racji, ale teraz nie była już taka pewna swego. Chyba przesadziła. Przecież ona też, od zawsze, kochała się w Severusie i dopóki nie powiedział jej, że czuje to samo, za nic w świecie nie chciała, by ktoś się o tym dowiedział.
Westchnęła.
Mimo to nie pójdzie do Meadowes. Nie tylko ona jest tu winna. Dorcas też mogłaby ją przeprosić. Jeszcze nie wiedziała, za co, ale coś na pewno by się znalazło.
Rama obrazu cicho kliknęła i do środka wślizgnął się jakiś cień. Lily była na to przygotowana, ale jej serce i tak przyspieszyło, gdy usłyszała znajomy, ukochany szept.
    - Lily?
Jakaś postać usadowiła się naprzeciwko niej. Było tu akurat tyle miejsca, by zmieściły się dwie osoby.
Nie odpowiedziała, tylko pochyliła się do przodu spragniona jego słodkich warg. Zatraciła się w tym doznaniu. Merlinie, ależ on był niesamowity.
    - Sev.
    - Naprawdę dobra kryjówka. Jak ją odkryłaś?
    - Nieważnie - zaśmiała się cicho. - Miałeś jakieś kłopoty z dotarciem tutaj?
    - Żadnych - oznajmił.
Przyglądała mu się w milczeniu. Przez duże, umiejscowione z boku okno, wpadało światło księżyca, oświetlając jego wyraźnie chude policzki i wąskie usta. Czarne włosy opadły mu na czoło. Miała ochotę je odgarnąć, ale powstrzymała się. To on pierwszy wyciągnął dłoń i zaczął się leniwie bawić kosmykiem jej rudych pukli. Ręka mu lekko drżała, kiedy okręcał je sobie wokół palców.
    - O czym myślisz? - zapytała.
Milczał przez chwilę.
    - Zastanawiam się, jak spędziłaś dzisiaj popołudnie.
Uśmiechnęła się lekko. Opowiedziała mu. Lekko kiwał głową i wpatrywał się w nią tak, jakby miał ją zaraz stracić. Przysunęła się bliżej i objęła go w pasie, opierając się o niego.
 
***
Salazarze! Dlaczego znów dopadły go te cholerne wyrzuty sumienia? Wcale ich nie chciał. Mogły spakować manatki i iść sobie, gdzie pieprz rośnie. Tymczasem miały w nosie jego zdanie i panoszyły się w najlepsze, podczas gdy on próbował rozkoszować się miękkością jej rudych włosów. Głęboko w sercu wiedział, że postąpił niewłaściwie. Kochał ją i chciał, żeby ona też go kochała, ale miłością naturalną. Nie taką, którą można zapakować do małej szklanej buteleczki .
Przytuliła się do niego. Była ciepła, a jej bliskość pobudzała wszystkie jego zmysły. Pocałował ją delikatnie. Zawsze fantazjował na ten temat . Wyobrażał sobie, że ona będzie go kochać. Że zostaną razem na zawsze, że będzie mógł ją tulić do siebie, kiedy tylko najdzie go na to ochota.
I prawie tak było. Z tą różnicą, że ona tak naprawdę go nie kochała.

***
Duża sowa o brązowo-złotym upierzeniu przeleciała bezszelestnie nad drzewami. Do nóżki przyczepiony miała zwinięty w ciasny rulonik list. Jej skrzydła poruszały się delikatnie, sprawiając, że igły na gałęziach rosłych sosen trzęsły się lekko . Była już zmęczona. Odbyła długą drogę.
Starannie wybrała jedno z drzew i zaszyła się w jego gałęziach. Przez jej piórka przeniknął chłód. Mimo tego, że kwiecień zbliżał się wielkimi krokami, noce wciąż były zimne. Zadrżała lekko. Zamknęła oczy i usnęła czujnym snem, budząc się na każdy podejrzany dźwięk.

***
O tej porze Hogwart spowijała cisza. Korytarze opustoszały dobrą godzinę temu. W pewnym momencie, naprzeciwko portretu Belloderta Ósmego Łepskiego, coś się poruszyło. Pomnik gargulca odsunął się od ściany, ukazując wysoki na około sześć stóp otwór. Po chwili wyszło z niego pięć postaci. Dorcas, Remus, James i Peter, na czele z Syriuszem, podbiegli w róg korytarza. Pettigrew trzymał papierową torbę, na dnie której bezpiecznie spoczywały czekoladowe babeczki, ciasto marchewkowe i pudełko lodów truskawkowych. To właśnie one były powodem, dla którego Huncwoci udali się do kuchni. Tam spotkali Meadowes, z którą wracali teraz do Pokoju Wspólnego.
Gdy mijali portret Belledorta, myśli czarnej pomknęły właśnie w stronę wnęki. Dawno tam nie zaglądała. Przysięgła sobie, że przy następnej sposobności to zrobi.
Syriusz ruszył przodem, w kierunku kolejnego tajnego przejścia, z zamiarem otwarcia go, gdy na końcu korytarza ukazała się jakaś postać. Black próbował się cofnąć z powrotem do tunelu, ale nim udało mu się zrobić choćby pięć kroków, zalegającą wszędzie ciszę przerwał ostry głos profesor McGonagall.
    - Syriusz Black!
Chłopak gwałtownie odwrócił się w stronę, z której dobiegał głos i zaklął cicho.
    - Cholera jasna!
Nauczycielka transmutacji szła w jego stronę szybkim krokiem, a jej sztywna postawa już z daleka emanowała wściekłością.
Łapa wyprostował się i odpowiedział:
    - Dzień dobry, pani profesor - uśmiechnął się lekko, by zamaskować swoją złość. Przecież na mapie nie było jej widać! Skąd ona się tu wzięła?! Przez swoją nieuwagę będzie skazany na co najmniej tygodniowy szlaban. Naprawdę super. Schował za plecami rękę i dyskretnie pokazał przyjaciołom, by ukryli się z powrotem w tajnym przejściu.
    - Co ty tu robisz, Black? Masz jakiekolwiek pojęcie o tym, która jest godzina?- zapytała nauczycielka.
Doskonale wiedział, ale dla własnego dobra postanowił zaprzeczyć.
    - Nie, pani profesor.
    - Nie? Więc powiem ci. Jest już grubo po jedenastej. Można wiedzieć, co sprawiło, że nie ma cię jeszcze w dormitorium?
Trybiki w głowie Syriusza zaczęły obracać się z niespotykaną szybkością. Dlaczego, dlaczego, dlaczego… Ale nic nie chciało mu przyjść do głowy. W końcu, chyba po raz pierwszy w swojej „karierze” szkolnego rozrabiaki, zdecydował się na prawdę .
    -Gli… echem – zakasłał. - Peter zgłodniał - dokończył.
    -Pan Pettigrew zgłodniał? I dlatego włóczysz się tu o tej godzinie?
Pokiwał głową.
    -No cóż… Bez względu na to, czy Peter jest głodny, czy też nie, nie mogę ci tego puścić płazem. Gryffindor traci przez ciebie dziesięć punktów. Dodatkowo, przez najbliższy tydzień, punktualnie o osiemnastej, będziesz się stawiał na szlabanie u naszego woźnego. Zrozumiałeś?
Syriusz, któremu na myśl o siedmiu spotkaniach z Filchem robiło się wręcz niedobrze, niechętnie pokiwał głową.
 
Do wieży Gryfonów wrócił w asyście profesor McGonagall. Przełażąc przez dziurę pod portretem zastanawiał się, co stary zgred każe mu robić na szlabanie. Znów będzie musiał układać kartotekę uczniów? Albo polerować puchary? A może - wzdrygnął się – czyścić toalety? Powszechnie było bowiem wiadomo, że woźny wyjątkowo go nie lubi, więc prawdopodobieństwo takiej kary było dosyć wysokie. Choć, gdy się nad tym głębiej zastanowił, doszedł do wniosku, że woli to, niż zakaz gry w quidditcha.
 
***
Wdrapała się po schodach na górę i stanęła przed drzwiami dormitorium dziewcząt. Weszła do środka, rzuciła się na łóżko i popatrzyła na baldachim. Dawno temu, jeszcze w trzeciej klasie, poprzyczepiała na nim za pomocą magii różne ważne dla niej rzeczy, w efekcie czego wisiały tam zdjęcia, szkice, pocztówki i wiele innych z pozoru nieistotnych bibelotów, które razem tworzyły, jak to mówiła Bethy - wielki sentymentalny bajzel. Jednak Emily nigdy nie patrzyła na to w ten sposób, mimo, że przyjaciółka wiele razy się z niej śmiała.
Wyciągnęła z pod  poduszki szkicownik. Był jak jej pamiętnik. Nikomu nie pozwalała zajrzeć do środka. Zresztą, nie było to wcale takie proste. Doskonale pamiętała, ile trudu sobie zadała, by znaleźć odpowiednie zaklęcia, które uniemożliwiłyby niepowołanym osobom obejrzenie go.
Wyjęła z kieszeni różdżkę i stuknęła nią cztery razy w cztery rogi zeszytu, po czym dotknęła lekko mosiężnego zameczka. Kliknął cicho i odskoczył, otwierając jej skarbnicę wspomnień i uczuć. Na tytułowej stronie nie było prawie nic, oprócz podpisu i krótkiego cytatu.

 

Emily Titch
„W życiu piękne są tylko chwile”*
 
Dalej, na kolejnych kartach, zaczynały się jej małe dzieła. Mama, tata, młodsze rodzeństwo, widok znad jeziora, które odwiedziła w któreś wakacje, akwarela przedstawiająca panoramę Londynu w słoneczny dzień i Hogwart namalowany tą samą techniką. Zamek pojawiał się w jej zeszycie wiele razy, bo wciąż wydawało jej się, że nie uchwyciła go tak, jak powinna. Przerzuciła strony w poszukiwaniu jakiejś czystej. Po chwili przytknęła ołówek do lekko chropowatej powierzchni. Pierwsza linia była prosta, kolejna lekko falowana. Powoli powstawało ich dormitorium. Łóżka Bethy i Lily. Drzwi do łazienki. Kotka Dorcas śpiąca na łóżku swojej pani…
Ktoś wszedł do pokoju. Trzasnęły drzwi.
    - Kto to? - zapytała Emily, zamykając jednocześnie szkicownik.
W polu jej widzenia pojawiła się Dorcas.
    - Ja – odpowiedziała. - Jest Lily?
    - Nie.
Meadowes westchnęła i usiadła na łóżku Titch. Popatrzyła chwilę na przeciwległą ścianę, gdzie zawieszone były plany lekcji i karteczki z rzeczami, o których musiały pamiętać, po czym zwróciła się do Em.   
 - Wiesz… - otworzyła się przed nią. Sama nie wiedziała czemu, ale nagle zapragnęła pozbyć się wielkiego ciężaru, jakim była kłótnia z Lily. Powiedziała o niej jedynie Huncwotom, ale zrobiła to tylko po to, żeby ich małe, podjęte niedawno śledztwo na temat Evans, nie utknęło w martwym punkcie. Dowiedzieli się więc o późnym powrocie rudej do dormitorium oraz o jej dziwnym wybuchu (naturalnie, pominęła nieco krępujący fragment o Syriuszu). Ale nie powiedziała im przecież, że jest jej z tym bardzo ciężko, że boi się, że już nigdy nie odzyska przyjaciółki. Gdyby to zrobiła, wyszłaby na mięczaka. Musiała się trzymać, bo miała opinię twardej osoby.
Jednak nawet najtwardsze sztuki muszą się komuś czasem wygadać. „Ofiarą” Dorcas stała się Emily. Trzeba przyznać, że dziewczyna umiała słuchać. Siedziała spokojnie, od czasu do czasu potakując, lub przytulając czarną. Gdy dziewczyna skończyła, zrobiło jej się lżej na sercu.
Titch doszła do pewnego wniosku: mieszkała z Meadowes w jednym pokoju już siedem lat, a nigdy nie poznała jej nawet w połowie tak dobrze, jak podczas tej jednej, szczerej rozmowy.
 
*Cytat z piosenki zespołu Dżem pt. „Naiwne pytania”

7 komentarzy:

  1. Pierwsza! Jejku nie lubię Snily, rzygac mi się chce! Fuu jak Lily może chcieć dotykać jego tłustych włosów?!Nevermind. Haha Syriusz ma szlaban XDD
    Jest krótki, nie wstawiłaś rozdziału kilka mięsięcy,ale w końcu wzięłaś się w garść ^^
    WENY dużo, czekam nn!:D
    Chloe Ann Wolf

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio aż mi głupio, że tyle czasu mnie nie było. Mam teraz taki plan w szkole, że siedzę tam do 18/19 dwa razy w tygodniu. I tak to wychodzi, że czas na pisanie mam dopiero w piątek. Ale niedługo święta i ferie, więc przewiduję napływ wolnego ;)
      Mam nadzieję, że tak będzie xD

      Pozdrawiam
      L.

      Usuń
  2. :D :D
    Z jednej strony rozumiem wyrzuty sumienia Seva, bo w końcu miłość, to szczęście dwóch osób, a z drugiej sama miałabym ochotę trochę nagiąć okoliczności (fajnie byłoby mieć taki eliksir i jakąś męską wersję Lily w rzeczywistości ^^). Chociaż, gdyby zakochani ludzie nie robili żadnych głupich rzeczy, to można by się zanudzić będąc z kimś.
    Emily prowadzi "pamiętnik"? To dobrze, bo widocznie nie jestem jedyną, która jeszcze się w to bawi ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, nie jesteś jedyną ;) Ja też czasem jeszcze się w to bawię :D
      A co do zakochanych, to masz absolutną rację, bez głupich pomysłów byłoby nudno xD

      Pozdrawiam
      Leviosa.

      Usuń
  3. Hej, haj, helloł! :D
    Też chcę taką skrytkę. :P Będę się tam chować przed bratem i natarczywym kolegom. XD Syriusz, świetny przyjaciel. :) Rozdział fajny, czekam na następny! :D Ślę pozdrówki i życzenia jeślibyśmy się nie czytały przed świętami! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że się będziemy czytać jeszcze przed świętami. Oczywiście, jeśli uda mi się skończyć następną notkę ;)
      Syriusz, to jedna z moich ulubionych postaci, więc będzie o duuuużo xD

      Pozdrowionka
      Leviosa.

      Usuń
  4. Ogh, Severus...
    Grr, Snape.....
    Jak. Ja. Go. Nienawidzę. >.<
    Biedna, Lily... Chce dotykać tych jego włosów, smakowac ust... ble! Ble, ble, ble!
    Przepraszam, ale szczerze nie trawię Snily ;(
    A poza tym rozdział fajny. Szybko się czyta i wgl. Natknęłam się na kilka błędów m. in. przezwiska dziewczyn, jak "ruda" czy "czarna" - powinny być pisane z dużej litery ;)

    Pozdrawiam
    Panna Nikt

    PS Serdecznie zapraszam na 16. rozdział u mnie :)
    http://www.druga-polowka-lily.blogspot.com/

    PPS Już niedługo zabiorę się za Twoją miniaturkę świąteczną, choć jestem lekko spóźniona, jeśli chodzi o datę :D

    OdpowiedzUsuń

Lydia Land of Grafic